WINNICA ROSE



____________________________________________________________
 – Nie myśl; ufaj temu, co tutaj – powiedziała, kładąc rękę na sercu.
____________________________________________________________


Nie do końca wiem, co napisać o Winnicy Rose. To taka powieść dla wymagających od lektury jedynie relaksu i zabicia czasu. Z tym ta książka radzi sobie znakomicie. Wprowadza czytelnika w sielankowy nastrój australijskich winnic, pełnych słońca i smaku dobrego jedzenia.

Zaczęło się słabo. Nic oryginalnego, ale za to mało zachęcającego. Rose – bezrobotna posiadaczka złamanego serca i kilkukilogramowej nadwagi wyjeżdża do kraju na odległym kontynencie, gdzie będzie pracować dla przystojnego, kilka lat starszego mężczyzny, którego właśnie zostawiła żona. Co dzieje się dalej, bardzo nietrudno się domyślić. Rose jednak nie przylatuje do Australii z całkiem czystymi zamiarami: dostała od swojego brata misję do wykonania. I choć wydaje się to być jednym z głównych wątków powieści, Autorka potraktowała to jako skutek uboczny nowego miejsca pobytu swojej bohaterki. Na temat tajemniczej misji pada kilka, dość wymijających, zdań i to nawet nie w każdym rozdziale.

No to teraz kilka minusów.
Po pierwsze, jest sporo błędów. Literówki, jakieś niepotrzebnie pozostawione wyrazy, jakieś pozjadane słowa. Korekta nie napracowała się chyba przy tej książce. I mimo, że Autorka nie ma z tym nic wspólnego, to powieść na tym cierpi, bo błędy odwracają uwagę od treści.
Po drugie, wyrażenie chłopie, które pojawia się... no po prostu ciągle. Bohaterowie mówią chłopie do kolegów, przyjaciół, pracowników, braci, szwagrów i ojców. Dosłownie czekałam, jak ktoś powie tak do Rose.
Po trzecie, używanie określenia "siostra Henry' ego" jako synonim imienia głównej bohaterki. Henry w tej powieści nie występował przez ok. 4-5 stron. I dlatego naprawdę nie rozumiem stosowania takiego zwrotu. Dużo mniej przeszkadzałoby mi użycie w sąsiadujących zdaniach imienia Rose, niż to całe "siostra Henry' ego"...
Po czwarte, najważniejsze. Na ostatnich kilkunastu stronach jest taki chaos, że aż nie wiadomo o co chodzi. Kompletnie brakuje logiki w tym, co się tam zadziało. Odniosłam wrażenie, że Autorka chciała już skończyć pisać, a nie za bardzo miała na to pomysł.

Ale!:
Winnicę Rose czyta się szybko, jest lekka i przyjemna. A to to, czego oczekuje się od tego typu książki.

Gdy sięgałam po tę książkę, chciałam dostać chwilę relaksu, odrobinę romansu, zajęcie gorącego popołudnia (zbyt upalnego, by robić cokolwiek) i tzw. odmóżdżenie. I w moim przypadku Winnica Rose, choć nieidealna, zdała egzamin.


Kayte Nunn, Winnica Rose, wyd. Burda Książki, 2016.

Komentarze